Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Życie w cieniu wiatraków

Anna Gryza - Aneszko
Anna Gryza - Aneszko
Pani Elżbieta Pietrołaj od lat walczy z wiatrakami
Pani Elżbieta Pietrołaj od lat walczy z wiatrakami A. Gryza-Aneszko
Mieszkańcy Brodu Nowego, Potaszni i Żywej Wody na Suwalszczyźnie, gdzie działają farmy wiatrowe, przyznają, że turbiny podzieliły mieszkańców. Właściciele pól, na których ustawiono wiatraki, są zadowoleni, bo dostają za to pieniądze. Inni cierpią z powodu hałasu i migotania światła w słoneczne dni

W przyszłym tygodniu Sejm ponownie zajmie się ustawą wiatrakową. Pochyli się nad senackimi poprawkami dotyczącymi propozycji minimalnej odległości między turbinami wiatrowymi a zabudowaniami mieszkalnymi.

Mieszkańcy Suwalszczyzny od ponad 10 lat żyją w sąsiedztwie ogromnych wiatraków.

– Choć tu nie da się żyć – gorzko stwierdza część z nich.

To jeden z kamieni milowych

Od 2016 roku obowiązuje w Polsce tzw. ustawa odległościowa, która wprowadziła zasadę 10H, zgodnie z którą odległość zabudowań mieszkalnych od turbiny wiatrowej musi być równa dziesięciokrotnej wysokości wiatraka. W praktyce zaś oznacza to, że wiatraki mogły być montowane ok. 1,5 km od zabudowań, co znacząco ograniczyło możliwość znalezienia lokalizacji dla elektrowni wiatrowych.

Ustawa odległościowa jest w tej chwili w trakcie nowelizacji. Zmiany w niej są konieczne, bo to jeden z 37 kamieni milowych, które Polska musi wypełnić, by otrzymać pieniądze z Krajowego Planu Odbudowy.

Rządowy projekt nowelizacji tej ustawy proponował, by wiatraki mogły być stawiane 500 metrów od domów. W trakcie prac sejmowych wprowadzono poprawkę, zgodnie z którą odległość miałaby wynosić jednak 700 m. Projekt ten trafił do Senatu. Komisje zaproponowały, aby przychylić się do pierwszej propozycji, czyli odległości 500 m. Senat zagłosował za tym jednogłośnie. Teraz, na najbliższym posiedzeniu, Sejm pochyli się nad tą propozycją.

Energia bez paliwa

Polskie warunki klimatyczne sprzyjają rozwojowi energii wiatrowej, a różnica 200 metrów może być znacząca. Jeśli Sejm przyjąłby uchwałę, gdzie obowiązywałaby odległość 700 metrów, mogłoby to nawet zablokować rozwój energetyki wiatrowej w naszym kraju. I tak, zamiast wygenerować do 2030 roku 10 GW mocy, powstałoby tylko 4 GW.

– Największą zaletą elektrowni tego typu jest to, że do wytwarzania energii elektrycznej nie potrzebują paliw kopalnych – podkreśla dr inż. Helena Rusak z Politechniki Białostockiej. – Z jednej strony wiąże się to z ograniczeniem zanieczyszczenia powietrza związkami powstającymi w wyniku spalania paliw, a z drugiej – przyczynia się do oszczędzania zasobów naturalnych, które są wyczerpywalne, w przeciwieństwie do energii wiatru - dodaje.

Zaletą elektrowni wiatrowych jest także czas, w którym wytwarzają największą ilość energii.

– Dzieje się to w okresie od późnej jesieni do wczesnej wiosny, wtedy, kiedy w zasadzie w naszych warunkach klimatycznych elektrownie fotowoltaiczne nie wytwarzają energii albo wytwarzają bardzo niewiele - zauważa dr Rusak.

Tu nie da się żyć!

Jednak nie wszyscy dostrzegają te pozytywy. Elżbieta Pietrołaj, mieszkanka Żywej Wody koło Suwałk, od lat walczy z wiatrakami. Z okien swojego domu widzi 18 gigantycznych turbin. Najbliższa położona jest zaledwie 450 metrów od jej posesji, kolejne – w odległości 600 i 800 metrów.

– Pierwsze informacje o powstaniu farm wiatrowych w naszej wsi docierały do nas już 20 lat temu, w 2003 roku – wspomina pani Elżbieta. – Budowę wiatraków rozpoczęto na przełomie 2008 i 2009 roku. Od tamtej pory trwa nasz koszmar - mówi z żalem. - Za pierwszym razem ten huk był przerażający, jakby jakaś wojna wybuchła... Inwestorzy nie myślą o nas – ludziach, którzy na co dzień żyją z niedogodnościami. Dla nich najważniejsze są pieniądze – nie ukrywa rozgoryczenia.

I dodaje, że wiatraki mają ogromny wpływ na zdrowie całej jej rodziny.

– W naszym domu ciągle huczy. Wiatraki pracują cały czas – 24 godziny na dobę przez siedem dni w tygodniu. Latem nie można otworzyć okna, żeby przewietrzyć dom. Jesteśmy więźniami wiatrowymi we własnym mieszkaniu – urywa łkając. – A jak jest mróz czy mgła, to ten dźwięk jest nie do zniesienia. Kilka lat temu był huragan, to mąż z synem ciągnikiem uciekali z pola, bo się bali. A raz jak piorun zrobił dziurę w skrzydle wiatraka, to dawało to taki dźwięk, jakby jakieś służby na sygnale obok jechały. I tak cały czas...

Seniorka zwraca uwagę także na inną uciążliwość – na tzw. migotanie cienia powstające w słoneczny dzień, kiedy słońce znajduje się za turbiną wiatrową. Zauważalne jest wówczas zjawisko przesuwającego się cienia łopat wiatraka.

- Mamy wtedy dyskotekę w domu. Można zwariować, dostajemy oczopląsu - skarży się pani Pietrołaj.

Kobieta wielokrotnie zwracała się o pomoc do rządzących i licznych instytucji. Bezskutecznie. Sąsiedzi popierają panią Elżbietę, choć proszą o zachowanie anonimowości. Im także przeszkadza hałas. Chociaż wskazują i na takich mieszkańców wsi, którzy nagle zrobili się głusi na szum.

- Nie słyszą hałasu, bo dostają pieniądze za to, że na ich polach stoją wiatraki – mówi jedna z mieszkanek Brodu Nowego.

Każdy sąsiad powinien mieć korzyści

Mieszkańcy, na których polach stoją wiatraki, faktycznie dostają od inwestora pieniądze za dzierżawę terenu.

- Każdy podpisywał umowę indywidualnie, więc nie wiem, jakie stawki mają sąsiedzi. Uzależnione to jest od wielu czynników, m.in od ilości wiatraków i miejsca ich ulokowania. Mi tam one nie przeszkadzają, choć jak mocniej wieje, to faktycznie je słychać, ale przez tyle lat można się było do tego dźwięku przyzwyczaić - stwierdza jeden z gospodarzy, na którego ziemi stoi wiatrak.

Mieszkańcy Brodu Nowego, Potaszni i Żywej Wody, gdzie powstały farmy wiatrowe, przyznają, że te turbiny podzieliły mieszkańców i wsie.

– Ci, którzy mają dodatkowy dochód z wiatraków, będą ich zwolennikami, a ci, którzy muszą żyć w ich sąsiedztwie i nic nie mają z tego tytułu – będą z nimi walczyć – zauważa mieszkanka Brodu.

– Bo to od początku źle rozwiązano. Rekompensata powinna być dla wszystkich mieszkańców wsi, a nie tylko dla tych, na których polach stoją wiatraki - uważa mieszkaniec Potaszni. - Sam mam wiatrak na polu i uważam, że to dobre rozwiązanie jako odnawialne źródło energii. Jednak każdy sąsiad powinien mieć z tych wiatraków korzyści, nie tylko ja. Można to było rozwiązać inaczej, np. dać nam niższe ceny za energię czy zwolnienie z podatków – dodaje mężczyzna.

Wiesław Pietrołaj, sołtys wsi Żywa Woda, 12 lat temu, na sesji rady gminy Jeleniewo, przekonywał do farm wiatrowych sprzeciwiających się ich budowie mieszkańców okolicznych wsi. Dziś, po upływie lat, bardzo tego żałuje.

– Wtedy nie byłem przeciwny, żeby ta farma powstała. To było nowe. Nikt nie wiedział do końca, co to będzie oznaczało dla mieszkańców. Nic nie wskazywało na to, że wiatraki będą szkodliwe dla naszego zdrowia – przyznaje sołtys. – Wielu innych okolicznych mieszkańców też było za i, jak sobie przypominam, to wielu wpisywało się na listę, gdzie deklarowali, że mogą mieć u siebie taki wiatrak – dodaje.

Pietrołaj sam ma wiatrak i widzi go z okna domu.

– W związku z farmą wiatrową obiecywano nam wiele. Drogi miały być poasfaltowane, zrobione oświetlenie, świetlica... – urywa. – Wyszło inaczej. Mój dom jest tak ustawiony, że tylko kilka dni w ciągu roku jest głośno. Inni sąsiedzi mają znacznie gorzej. Ja wymieniłem też okna na dźwiękoszczelne. Gdybym wiedział, że przez te wiatraki ludzie będą cierpieć, moja decyzja byłaby inna – podkreśla ze smutkiem.

Pani Elżbieta Pietrołaj zwraca zaś uwagę na kwestię planu zagospodarowania przestrzennego.

– Mamy ziemię, na której nasze dzieci i wnuki nie mogą się budować, bo wiatraki są w pobliżu. Wartość naszych gospodarstw zmalała o 50 proc. Jak słyszę, że znowu jest mowa o odległości 500 metrów, to aż się we mnie gotuje – mówi zdenerwowana. – Ja po 45 latach pracy na gospodarstwie teraz nie mogę przespać nocy! Może ktoś młody śpi i nie słyszy, ale ja choruję, źle sypiam i jeszcze muszę walczyć z wiatrakami - dodaje nie ukrywając łez.

Pani Elżbieta podkreśla, że nie jest wrogiem tego typu źródeł energii odnawialnej. Zwraca tylko uwagę na odległości, w jakich wiatraki są stawiane. Gdyby były dalej od jej domu, nie powiedziałaby na ich temat złego słowa. Mimo że – jak dodaje – te turbiny mają znacznie więcej wad.

– Elektrownie wiatrowe mają również negatywny wpływ na krajobraz, zmieniają go i przestaje on być naturalny. Staje się naszpikowany, wysokimi na ponad sto metrów wieżami elektrowni wiatrowych – tłumaczy Elżbieta Pietrołaj.

– Problemy stwarza również recykling demontowanych elektrowni wiatrowych, szczególnie jeśli chodzi o łopaty - zauważa dr Helena Rusak.

Wadą farm wiatrowych jest także wpływ ich pracy na system elektroenergetyczny

- Problem współpracy z wiatrowymi źródłami energii wynika z faktu, że produkcja energii z wiatru jest trudno przewidywalna, zależna od warunków meteorologicznych. Nie jest łatwo określić, kiedy i gdzie wiatr będzie wiał, z jaką siłą i czy występująca prędkość wiatru pozwoli na pracę wiatraka, i w związku z tym ile energii taka elektrownia będzie mogła wyprodukować. Ta niepewność utrudnia planowanie pracy innych źródeł wytwarzających energię elektryczną - podkreśla dr Rusak.

Jednak rozwój energetyki wiatrowej na lądzie jest niezbędny, by ograniczyć w naszym kraju emisję i wypełnić tym samym zobowiązania klimatyczne wynikające z unijnych przepisów.

- Staram się wszystko zrozumieć, korzyści płynące z wiatraków także. Ale zapraszam, pomieszkajcie chwilę przy wiatrakach, a z każdym kolejnym hukiem będziecie odczuwać coraz mniej pozytywów. Tylko ten szum w głowach zostanie na długo – kwituje pani Elżbieta.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na suwalki.naszemiasto.pl Nasze Miasto