Wystawa potrwa do 15 maja 2011.
Małgorzata Jarocka
„Zwyczajne zdjęcia”
Pocztówki pozamykane w pudełeczkach pamięci
Cykl fotograficzny Małgosi Jarockiej pt. „Zwyczajne zdjęcia” składa się z 30 fotografii wykonanych w ciągu kilku lat w wielu zakątkach Polski i Europy. Znajdziemy tu niezwykłą fotografię z nieodległej Oliwy czy bliskiego autorce Orłowa. Posmakujemy wiejskiej atmosfery kaszubskiego Kielna i podlaskiego Krasnopola. Znajdziemy się na chwilę w przestrzeni miasteczek - Miechowa, czy rosyjskiego Ozerska. Zajrzymy do miast: Dąbrowy Górniczej, Krakowa czy metropolitalnego Londynu. Choć można by jeszcze mnożyć nazwy miejscowości, nade wszystko zobaczymy na fotografiach cyklu niezwykłe obrazy natury i jej zderzenie z dziełami człowieka – przedmiotami, architekturą. Zderzenie nie jest drażniącym antonimem, zgrzytliwą antytezą. Fotografka celebruje dostrzeżone harmonie, nieoczekiwane dialogi i dopełnienia.
Autorka uprawia rodzaj fotografii, jak sama to określa, humanistycznej. Odłóżmy jednak roztrząsania, czym ona jest, i przyjrzyjmy się motywacjom twórczym fotografki.
Inspiracją dla niej stają się gesty z przeszłości – ukrywanie skarbów jak płatki, liście albo sreberka pod kolorowymi szkiełkami, wycinanie ważnych fotografii z gazet, odklejanie znaczków z listów. Jako dorosła kobieta i świadoma artystka szuka tych ‘sreberek’ w otaczającej ją rzeczywistości, wybierając z niej to, co jest cudowne i ulotne. Zamyka najcenniejsze dla siebie chwile w pudełku aparatu, który traktuje jako dziennik własnej pamięci. Ale nie byłoby twórcy, gdyby w jego artystycznym biogramie nie pojawiły się inspiracje kulturowe. Małgosia Jarocka przywołuje i kontynuuje dzieło ‘wydętych firanek’ Evy Rubinstein, podobnie jak Zofia Rydet odnajduje i utrwala wizerunki świętych a zarazem prostych ludzi.
Suma doświadczeń, wrażliwości i inspiracji sprawia, że fotografie Jarockiej są ekwiwalentem literackich metafor. W dwudziestoleciu Bruno Schulz pisał o oślepionych blaskiem pustego placu śpiących oknach, balkonach wyznającym niebu swą pustkę. Choć jego opisy nabrzmiałe są epitetami, a „zwyczajne fotografie” mają kształt ascetyczny, formę bardzo oszczędną, niemal wyczyszczoną, to – wydaje się – obu realizacjom przyświeca podobna zasada wydobywania cudowności i tworzenia alternatywnych historii ze wszystkiego, co nas otacza i pozostaje w zasięgu wzroku. Fotografowane ptaki są koralikami na gałęzi, łódki wchodzą w nieoczekiwaną relację z chmurą, pozornie ogołocony
z własnej opowieści słup wysyła jakieś znaki niebu. „Zwyczajna fotografia jest fragmentem wyciętym z konkretnej rzeczywistości, która mogłaby się zdarzyć wszędzie, bo przecież wszędzie mijają nas chmury, wszędzie mijamy lampy, choć nie zawsze je widzimy”.
W ten sposób artystka nobilituje to, co określa się często jako zwyczajne, pospolite, przeciętne, banalne, niewyszukane, na mocy tylko niedoskonałości naszego postrzegania. Sama jest również nobilitowana – ‘zwyczajna artystka’, jakby wybrana, mianowana przez świat rzeczy i zjawisk do pokazywania ich magii i ukrytego życia.
Humanizm au rebours? Nie ma na tych zdjęciach prawie ludzi, ale każda fotografia stała się
w kontekście spotkania z drugim człowiekiem, rozmów, które przydarzyły się po drodze, i opowiada
o miejscu, w którym zaistniało lub dopełniło się coś znaczącego. Być może jest to splot ciekawości młodego a dojrzałego człowieka, który łapczywie uchwytuje nie-doskonały świat, i tkliwości dla starych ludzi, w których jest cała opowieść dookolnej rzeczywistości.
Tekst: Joanna Kania
Patron medialny: naszemiasto.pl
Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?