Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Unia prześwietla świńską grypę

Charles Bremner
Wiele krajów wydało miliardy na zakup szczepionek przeciw świńskiej grypie. Gdy choroba okazała się nie tak straszna, pytają, czy kampania szczepień nie była nakręcona przez lobbystów.

O tym, że sprawa jest jak najbardziej poważna, niech świadczy fakt, że zajmie się nią specjalna komisja śledcza, którą z kolei stworzyli członkowie podkomisji zdrowia Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy. Jej zadanie zostało jasno określone: zbadać, jakie zagrożenie dla zdrowia mogła stworzyć fałszywa pandemia i - co równie ważne - jaką rolę w kampanii szczepień na wirusa A/H1N1 odegrały koncerny farmaceutyczne.

Szef tej podkomisji Wolfgang Wodarg, który z zawodu jest lekarzem i epidemiologiem, od dawna nie krył swego krytycznego stosunku do zamieszania, jakie powstało wokół świńskiej grypy. Wodarg mówi wprost, iż pandemię ogłoszono na wyrost i uczyniono to pod naciskiem firm farmaceutycznych. I stawia tezę, że Rada Europy powinna sprawę wyjaśnić i oszacować koszta, jakie z powodu ogłoszenia zagrożenia świńską grypą poniosły poszczególne kraje oraz Unia Europejska.

Wodarg powtarza teraz jasno i stanowczo to, o czym mówiono najpierw nieoficjalnie, a potem coraz śmielej w poszczególnych krajach. Mówi na przykład o tym, że to na skutek różnych nacisków i niewątpliwego wpływu koncernów farmaceutycznych urzędnicy odpowiedzialni w poszczególnych krajach podjęli decyzje o masowych zakupach szczepionek. Według Wodarda były to pieniądze wyrzucone w błoto, które można było przeznaczyć na całkiem inne cele związane z ochroną zdrowia. Nie kryje on także oburzenia tym, iż firmy farmaceutyczne mogły swoimi działaniami narazić miliony ludzi na ryzyko nieznanych efektów ubocznych szczepionek, które nie zostały w wystarczający sposób przetestowane.

Zgromadzenie Parlamentarne Rady Europy zajmie się pandemią A/H1N1 za dwa tygodnie, będą to rozmowy za zamkniętymi drzwiami i już dziś wielu zastanawia się, czy unijni urzędnicy utrą nosa gigantom farmaceutycznym, czy skończy się tylko na jałowej dyskusji i okrągłych wnioskach.
To, o czym będą dyskutowali, od pewnego czasu podnoszono w wielu stolicach. Padały głosy, że nadeszła pora, by rozliczyć odpowiedzialnych za pospieszne kupowanie szczepionek - pospieszne, bo specyfiki nie do końca były sprawdzone. Podejrzewa się, iż za tym pędem do zakupów stały koncerny farmaceutyczne, które tak skutecznie lobbowały za swoimi lekami, że teraz nie wiadomo, co z nimi zrobić.

Świńska grypa, a raczej jej brak, pogłębiła już zimowe kłopoty prezydenta Sarkozy'ego. Miesiąc temu, kiedy poprzedni raz zajmowaliśmy się tą chorobą, Francja wpadła w szczepionkowy amok i trzeba było wezwać wojsko do pilnowania porządku.

Teraz, kiedy epidemia A/H1N1 okazała się trochę rozdmuchaną sprawą, rząd Sarkozy'ego jest krytykowany za zbyt paniczną reakcję. Francuscy podatnicy wydali prawie miliard euro na szczepionki i leki antywirusowe, ale wygląda na to, że nagromadzone zapasy zostaną wykorzystane najwyżej w jednej czwartej.

Wyjaśnienie, które we Francji słyszeliśmy już nieraz, sprowadza się do słynnej zasady przezorności. Po serii skandali w dziedzinie zdrowia publicznego, skutkiem których zmarły tysiące ludzi (zakażone wirusem HIV zapasy krwi, fala upałów w 2003 r. i tak dalej) rządy wolą przesadzić z ostrożnością, niż zostać po fakcie oskarżone o bezczynność.

Zasada ta mówi, że jeśli istnieje potencjalne zagrożenie dla życia ludzi, nie wolno oglądać się na koszty i podejmować choćby najmniejszego ryzyka. Stosując się do niej, latem ubiegłego roku rząd francuski zamówił 94 miliony dawek szczepionki przeciwko świńskiej grypie za 712 mln euro. Do tej pory zużyto zaledwie pięć milionów szczepionek, a epidemia powoli wygasa. Państwo zakupiło również 33 mln opakowań leków antywirusowych tamiflu i relenzy, jak również, co wydaje się kuriozalne, miliard płóciennych masek, z których większość zalega w magazynach. Żaden inny kraj nie poszedł tak daleko.
Socjalistyczna opozycja poczuła krew i mówi o fiasku polityki zdrowotnej rządu. Socjaliści domagają się powołania parlamentarnej komisji śledczej i oskarżają Roselyne Bachelot, minister zdrowia i byłą farmaceutkę, o zrobienie gigantycznego prezentu przemysłowi farmaceutycznemu, w którym kiedyś pracowała na kierowniczym stanowisku. Krytyczne głosy słychać nawet w obozie samego Sarkozy'ego. Bernard Debré, wybitny lekarz i parlamentarzysta z partii prezydenta UMP, posłużył się na antenie radia swoim retorycznym skalpelem, zwracając uwagę, że świńska grypa zabiła o wiele mniej ludzi niż zwykła grypa sezonowa.

- Kupowanie dwóch dawek na osobę to absurd. Kupiliśmy dziesięć procent światowych zasobów szczepionki. Mamy trzecie pod względem wielkości zapasy tamiflu. Koszty są większe od zadłużenia wszystkich francuskich szpitali i trzykrotnie przekraczają koszt państwowego programu walki z rakiem.

Rząd próbuje ograniczać szkody. We środę wieczorem Bachelot wystąpiła w telewizji, aby winą za całą sprawę obarczyć ekspertów i przekonywać, że lepiej było zareagować przesadnie, niż dać się zaskoczyć pandemii. - Drugi raz podjęłabym taką samą decyzję - powiedziała. Zadeklarowała również, że państwo nie odbierze 50 z 94 mln zamówionych szczepionek, ale nie wyjaśniła, jak to załatwi z koncernami farmaceutycznymi, które tak się obłowiły na francuskich kontraktach.

Nie tylko Francja zmaga się z problemem nadmiaru szczepionek. Holandia, Włochy i kilka innych krajów europejskich też zamówiły ich za dużo, ale na znacznie mniejszą skalę. Próbują oddać towar producentowi albo odsprzedać innym krajom. W radiu można było usłyszeć dowcip, że Bachelot wpuści nadwyżkę do e-Baya.

Można zrozumieć logikę, która kryła się za decyzjami podjętymi na początku lata ubiegłego roku, kiedy wszystkim się zdawało, że zimą czeka nas groźna epidemia. Ministrowie przypomnieli sobie o losie swoich poprzedników, którym skandale zdrowotne zniszczyły karierę. Uznali, że lepiej przesadzić, niż później żałować. Pomógł im fakt, że nie musieli uwzględniać czynnika finansowego dzięki zasadzie przezorności i przekonaniu społeczeństwa francuskiego, że zdrowie nie ma ceny.
Okazało się, że popełnili błąd i teraz ponoszą karę za to, że nie zastosowali się do starego francuskiego porzekadła: gouverner, c'est prevoir - rządzić to przewidywać.

To, o czym we Francji mówi się nieoficjalnie, we Włoszech jest już przedmiotem gorącej debaty politycznej. W stanowczych słowach na ten temat wypowiada się przewodniczący klubu rządzącej partii Lud Wolności. Według Maurizia Gasparriego to parlament powinien sprawdzić, w jakim stopniu rekiny farmaceutyczne stały za masowymi zakupami szczepionek przeciwko świńskiej grypie.

Gasparri domaga się specjalnego dochodzenia w tej sprawie właśnie pod nadzorem parlamentu.
Sprawy by pewnie nie było, gdyby nie to, iż podobnie jak Francuzi czy Niemcy Włosi nie kwapili się do szczepień przeciwko tej chorobie. Jak dziś podają tamtejsze władze medyczne, uczyniło to zaledwie 1,5 proc. Włochów. To jeszcze nie wszystko, bo na dodatek przebieg świńskiej grypy był, wbrew lekarskim ostrzeżeniom, stosunkowo łagodny, co tylko jeszcze bardziej zniechęciło mieszkańców Italii do masowych szczepień.

Zdaniem Gasparriego za decyzją o zakupie milionów szczepionek musiały stać koncerny farmaceutyczne i domaga się on teraz, by ujawnić te firmy, które dzięki manipulacjom o zagrożeniu pandemią zarobiły ogromne sumy. - Musimy pod nadzorem parlamentu dokonać oceny tego, kto podejmował decyzje o zakupie leków oraz pokazać czarno na białym, kto i ile zarobił na tym interesie - grzmi polityk.

Włochy wydały na szczepionkę przeciwko świńskiej grypie 200 mln euro. Te krytyczne głosy włoskiego polityka podnoszą też, na razie nieoficjalnie, parlamentarzyści innych krajów. Powtarza się motyw lobbowania za zakupem szczepionek wielkich firm farmaceutycznych. I tak jak w iście pospiesznym tempie wchodziły one na poszczególne rynki, tak w równie szybkim tempie rządy wielu krajów chciałyby je teraz wycofać. Najlepiej sprzedać tym, którzy takich zakupów nie zrobili, ale znalezienie chętnego w takiej atmosferze jest coraz trudniejsze i jeśli taki trend się utrzyma, będzie graniczyło z cudem.

Wielu specjalistów wskazuje, że pęd za zyskiem mści się teraz, kiedy szczepionki trzeba ściągnąć z rynku, bo okazuje się np., że są nie w pełni skuteczne. Tak było na amerykańskim rynku, kiedy szczepionka dla dzieci okazała się nieprzydatna. W tej sytuacji Sanofi-Aventis SA, producent szczepionek przeciwko A/H1N1, musiał wycofać w sumie 800 tysięcy swoich szczepionek.

Ale ten obraz nie jest jednoznaczny, bo wielu ekspertów radzi poczekać z pozbywaniem się szczepionek przeciwko świńskiej grypie. Nikt jeszcze nie odtrąbił końca zagrożenia. Zachorowań jest mniej, ale choroba nie odpuszcza. Jej bilans to ok. 10 tys. zgonów na świecie.

Przedstawiciel Światowej Organizacji Zdrowia Keiji Fukuda przestrzega, iż jest zbyt wcześnie, by powiedzieć, ze sytuacja jest opanowana. - Pandemia grypy A/H1N1 się nie skończyła - mówi Fukuda i wyjaśnia, że choć minął szczyt zachorowań w Ameryce Północnej, to poziom zagrożenia wirusem nadal jest wysoki w pewnych krajach Europy oraz Azji Środkowej. No i może nadejść druga fala.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na suwalki.naszemiasto.pl Nasze Miasto