Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Suwalczanka jeździ po świecie motorem. Poznajcie Kingę Tanajewską. Zobacz zdjęcia z jej podróży

Anna Gryza - Aneszko
Anna Gryza - Aneszko
Suwalczanka Kinga Tanajewska podróżuje po świecie na motocyklu
Suwalczanka Kinga Tanajewska podróżuje po świecie na motocyklu archiwum prywatne K. Tanajewskiej
Suwalczanka Kinga Tanajewska od ponad sześciu lat samotnie zwiedza świat podróżując na motocyklu. Ślady opon swojego pojazdu zostawiła już niemal na każdym kontynencie. Jej przygody można śledzić na fb On Her Bike. Jakie ma plany na najbliższą podróż?

Kinga Tanajewska to podróżniczka i blogerka. Urodziła się w 1981 r. w Suwałkach. Od najmłodszych lat jeździła z tatą na motocyklach, więc nic dziwnego, że zakochała się w tych maszynach. Z czasem poznawała coraz więcej osób, które – tak jak i ona – uwielbiały jazdę na jednośladach.

- Moja mama troszeczkę sobie ze mną nie radziła i stwierdziła, że zapisze mnie do klubu motocyklowego Jaćwing. I wtedy tak naprawdę zaczęły się moje motocyklowe perypetie – wspomina Kinga ze śmiechem. – Jeździliśmy ze znajomymi na zloty, rajdy... Byliśmy tacy młodzi. To był przepiękny okres w moim życiu – podkreśla.

Kinga jest absolwentką II Liceum Ogólnokształcącego w Suwałkach. Kiedy zdała maturę, spełniło się jej największe marzenie.

– Rodzice kupili mi na osiemnastkę mój pierwszy motocykl - Hondę CB450 Nighthawk. Od tego momentu moje życie już nigdy nie było takie samo jak przedtem - przyznaje z uśmiechem.

Wyświetl ten post na Instagramie

Post udostępniony przez ️ (@onherbike)

Motocyklistka inżynierem Karwowskim

Na studia wyjechała do Warszawy. Wybrała kierunek budownictwo.

– Bo miałam jeszcze jedno marzenie: żeby być inżynierem Karwowskim. I udało mi się! - śmieje się.

Po studiach przeprowadziła się do Australii.

– Nie mogłam tam nostryfikować swojego dyplomu, więc poszłam na jeszcze jedne studia i zostałam inżynierem Karwowskim również w Australii. I nawet mam fiata 126p, tak jak on. Kupiłam go sobie na 40-ste urodziny! - dodaje.

W Australii czuła się jak w domu. Lubiła ten kraj i swoją pracę.

– Pracowałam m.in w kopalni rudy żelaza, wyspecjalizowałam się w betonach. To była fascynująca robota - wyznaje.

Jednak cały czas tliło się w niej pragnienie, aby objechać ten kraj dookoła. Na motorze, a jakże!

Wyświetl ten post na Instagramie

Post udostępniony przez ️ (@onherbike)

– Ale byłam mężatką, to nie było albo czasu, albo pieniędzy – wspomina. – Jednak nie odpuściłam sobie, zawzięłam się i w 2013 roku wyruszyłam w samotną podróż dookoła Australii. Musiałam nauczyć się jeździć off roadowo, czyli poza wyznaczonymi trasami. Trzeba było zmienić styl jazdy, bo wcześniej wsiadałam tylko na maszyny szosowe. Przed tą wyprawą kupiłam sobie nawet nowy motocykl – BMW F800GS – opowiada.

Wypadek, który zmieni życie

Samotnie na dwóch kółkach przemierzyła 19 tysięcy kilometrów. Wtedy też zaczęła nagrywać swoją podróż i dzielić się z innymi miłością do motocykli. Wyprawa dookoła Australii zapoczątkowała jej cykl podróży po innych kontynentach. Zanim jednak wyruszyła w kolejną trasę, miała poważny wypadek. To był 2015 rok.

- To zdarzenie miało ogromny wpływ na moje życie. Właściwie to był początek mojego drugiego życia – opowiada. – W wypadku drogowym złamałam rękę i nogę, miałam zator w płucach i stres pourazowy. Cały czas widziałam ten samochód, płakałam i płakałam, rozkleiłam się strasznie... W ciągu czterech miesięcy rozwaliło mi się małżeństwo, a w dodatku miałam wówczas bardzo stresującą pracę. To był okropny czas w moim życiu. Ale ta historia ma dobre zakończenie. Po dziesięciu miesiącach otrzymałam od ubezpieczyciela odszkodowanie i pomyślałam: pieniądze mam, męża nie mam, a praca nie zając i może poczekać, więc teraz albo nigdy! – uśmiecha się do wspomnień.

Kinga kupiła nowy motocykl (BMW F800GS), który nazwała Chillie i w 2017 roku wyruszyła w podróż dookoła świata. Wyprawie nadała hasło „Are we there Yet?”, bo nie znała swojego ostatecznego celu.

– Motocykl leciał ze mną samolotem z Australii do Korei Południowej, a w Korei złapałam prom do Władywostoku – opowiada. – Przejechałam Syberię, Mongolię, Kazachstan, Kirgistan, Uzbekistan, Iran i przez Turcję, a potem przez kawałek Europy dotarłam do Polski. Zajęło mi to osiem miesięcy - opowiada. - Z perspektywy czasu muszę przyznać, że byłam zupełnie nieprzygotowana do mongolskiego odcinka. Wybrałam takie drogi, że sto razy dziennie musiałam podnosić mój motocykl, więc strasznie schudłam. Miałam też liczne kontuzje, nogi połamałam – wyznaje. – Najgorsze jednak jest to, że w tym kraju nie szanują kobiet i prawie mnie zgwałcili. Dla podróżującej samotnie kobiety to trudny kraj. Było ciężko, ale cieszę się, że ta Mongolia przytrafiła mi się na początku podróży, bo później już wszystko było łatwe i przyjemne.

Wyświetl ten post na Instagramie

Post udostępniony przez ️ (@onherbike)

Kinga uwielbia jeździć po pustyniach.

- Kiedy byłam w Iranie, doświadczyłam ogromnej gościnności. Wystarczyło zatrzymać motocykl, a już wokół mnie było mnóstwo osób, każdy zapraszał do siebie na nocleg czy posiłek. Niesamowite są te doświadczenia – podkreśla.

W Polsce zrobiła sobie krótką przerwę i zanim ruszyła na kolejny etap podróży, odpoczywała w rodzinnych Suwałkach. Potem wsiadła na motocykl i ruszyła w kierunku Afryki.

– Kiedy dotarłam do Włoch, wsiadłam na statek płynący do Izraela, by stamtąd, przez Jordanię, ruszyć do Egiptu – opowiada. – Miałam kłopot z wwiezieniem do Egiptu mojego motocykla. To był koszmar. Na granicy stałam 10 godzin, żeby ogarnąć całą papierologię. Po Egipcie bardzo ciężko podróżuje się na własną rękę, bo jest to kraj zmilitaryzowany i co chwilę są kontrole. Mimo wszystko było pięknie – jechałam przez liczne pustynie, które kocham.

Później pojechała na południe. Sudan bardzo się suwalczance spodobał. – Tam paliwo jest tańsze od wody – zdradza. – Jednak prawdziwa Afryka zaczęła się dopiero od Etiopii. Kiedy dojechałam do RPA, zaczęła się pandemia i zachodnie wybrzeże Afryki zostało dla turystów zamknięte. Spędziłam więc na tym kontynencie prawie trzy lata z nadzieją, że uda mi się zrealizować plan jazdy również po zachodnim wybrzeżu Afryki, ale niestety, jak na razie mi się to nie udało.

Po tak długim pobycie w Afryce zachciało jej się – jak mówi – do cywilizacji. Kolejnym punktem podróży stała się więc Kanada.

– Tam miałam jeden nieprzyjemny incydent, bo mnie okradli. Najbardziej jest mi szkoda narzędzi do motocyklu, bo wszystkie dobierałam tak, żeby były jak najlżejsze – opowiada. – Ale też dzięki temu zdarzeniu zyskałam mnóstwo przyjaciół, by gdy Kanadyjczycy dowiadywali się, co mi się przydarzyło, chcieli mi to zrekompensować, a wszyscy spotkani po drodze motocykliści dzielili się ze mną swoimi narzędziami – śmieje się Kinga.

Samotnie przez świat

Suwalczanka w podróży jest już ponad 6 lat. Na swoim motocyklu odwiedziła liczne kraje na pięciu kontynentach: w Azji, Europie, Afryce i Ameryce Północnej oraz Australię. Rok jej podróży kosztuje około 25 tys. dolarów.

Jak przekonuje, dzięki samotnym podróżom może więcej zobaczyć, przeżyć i doświadczyć.

- Podróże nauczyły mnie, żeby nie planować. Dziś jestem tu, a jutro nie wiem gdzie pojadę. Ja jeżdżę na zasadzie: ktoś mi powie, że gdzieś jest pięknie, to tam jadę by to zobaczyć. Tylko mniej więcej planuję, w jakim czasie mam dotrzeć do określonego punktu, ale jak spędzę konkretny dzień – nigdy nie wiem - opowiada.

Przekonuje też, że zazwyczaj czuje się bezpieczne, bo na swojej drodze spotyka głównie życzliwych i pomocnych ludzi, oferujących jej noclegi czy pomoc przy motocyklu.

– Samotna wyprawa oznacza dużą swobodę - wyjaśnia swój pomysł na życie. – Czuje się taką bezgraniczną wolność, że tak naprawdę codziennie robisz tylko to, co chcesz, co ci się podoba. Jak chcesz, to odpoczywasz, jak nie, to jedziesz dalej. I zawsze jedziesz tylko tyle kilometrów, na ile masz ochotę - dodaje.

Najczęściej nocuje w namiocie, je żywność z puszek i cieszy się otaczającym ją pięknem przyrody.

- Największy strach odczuwa się przed rozpoczęciem podróży, a kiedy już jesteś w trasie, to czujesz przede wszystkim radość – mówi Kinga. I dodaje, że najbardziej bała się... złapania gumy. – Ale po latach już wiem, że zawsze na trasie ktoś się znajdzie do pomocy. Na świecie spotkałam mnóstwo życzliwych ludzi.

Suwalczanka swoje podróże relacjonuje na YouTubie i w mediach społecznościowych. Pisze też bloga. Można ją znaleźć pod nazwą „On her Bike”.

Wyświetl ten post na Instagramie

Post udostępniony przez ️ (@onherbike)

Kinga zbiera też pieniądze dla niepełnosprawnego Franka, który ma zdiagnozowane mózgowe porażenie dziecięce. Chłopiec do końca życia będzie wymagał rehabilitacji. Podróżniczka chce wspierać finansowo jego rodziców, którzy są jej przyjaciółmi

Suwalczanka nie była jeszcze tylko na jednym kontynencie - w Ameryce Południowej. I właśnie w najbliższej przyszłości wyruszy właśnie tam.

- Teraz jestem na małej przerwie w Suwałkach. Odpoczywam, nabieram sił, spotykam się z rodziną i przyjaciółmi – mówi. – Później lecę do Las Vegas i ruszam na południe, przez Amerykę Środkową do Ameryki Południowej. Po kolejne fascynujące przygody.

od 7 lat
Wideo

Uwaga na Instagram - nowe oszustwo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na suwalki.naszemiasto.pl Nasze Miasto