Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Napieralski zrobił porządek. I już nikt się nie wychyla

Joanna Miziołek
- Chciałbym, żeby SLD był jak europejskie socjaldemokracje, bo tam byli premierzy mają swoje miejsce w partii. U nas też będą je mieli, za gablotką - miał powiedzieć przewodniczący Grzegorz Napieralski na ostatnim zamkniętym spotkaniu w gronie najbliższych współpracowników.

Szef Sojuszu zaledwie w ciągu kilku miesięcy nie tyle skonsolidował partię, co poustawiał w niej wszystkich członków w szyku - poczynając od młodych działaczy, kończąc na tych, którzy z niej odeszli za czasów przewodnictwa Wojciecha Olejniczaka.

I tym sposobem, choć do Sojuszu powrócili starzy liderzy jak Leszek Miller, Józef Oleksy, a ostatnio nawet Marek Dyduch, to na innych zasadach, niż byli w nim wcześniej. Bo nie będą mieli realnego wpływu na władzę. Jednak Grzegorz Napieralski nie zostawił ich z niczym. Zarówno Miller, jak i Oleksy od przewodniczącego coś dostali. A mianowicie mają swoje biuro, gdzie przyjmują gości, i organizują spotkania. A Józefa Oleksego Napieralski poprosił o to, by przygotował analizę Traktatu Lizbońskiego. Leszek Miller zaś ma zająć się organizowaniem Instytutu Europejskiego, który ma powstać. Jednak na tym aktywność ikon lewicy się kończy. Bo, jak przekonują nas politycy SLD, przewodniczący nie zgodzi się na start Oleksego i Millera w krajowych wyborach parlamentarnych, czy nawet samorządowych. Obiecał im za to kandydowanie do europarlamentu w 2014 roku. A że to data odległa, a większość polityków SLD zabiega o parlament krajowy, to taką obietnicę Napieralski bez poczucia poświęcenia mógł złożyć.

Mimo tego, że byli działacze mało wynegocjowali u Grzegorza Napieralskiego to, jak przekonują politycy SLD, decyzja o ich powrocie wyprowadziła z równowagi, delikatnie rzecz ujmując, Wojciecha Olejniczaka. Ale i on w końcu był zmuszony uznać, że szef SLD jest niekwestionowanym przewodniczącym. Bo jak zdradza nam polityk z bliskiego otoczenia przewodniczącego Grzegorza Napieralskiego, między obecnym a byłym szefem doszło do ostatecznego starcia. Przewodniczący był od początku przeciwny temu, by to Olejniczak kandydował na prezydenta Warszawy. Europoseł zatem nie jest już takim pewniakiem w stolicy. Jak twierdzą politycy SLD, przewodniczący w kuluarowych rozmowach mówił, że Olejniczak na złość jemu dogadał się z Radą Mazowiecką Sojuszu, by go wystawiła. Szef partii uważa, że europoseł w Warszawie uzyska bardzo słaby wynik. Ponadto Napieralski zrobił też w stolicy badania, z których wynika, że wśród polityków lewicy największe poparcie uzyskałby Ryszard Kalisz.

Dziś Wojciech Olejniczak w rozmowie z "Polską" mówi, że na razie SLD nie ma kandydata na prezydenta Warszawy. - Teraz z dystansem patrzę na Sojusz. Nie wchodzę w wewnętrzne stosunki w partii. I nie palę się, by startować na prezydenta Warszawy - mówi "Polsce" Olejniczak.
Zapał na pewno ostygł europosłowi, kiedy dowiedział się, że nie będzie miał za co wypromować się przed wyborami samorządowymi. Bo między szefem SLD i Olejniczakiem miało dojść do rozmowy, podczas której szef Sojuszu powiedział koledze z partii, że może kandydować na prezydenta stolicy, ale nie dostanie od niego pieniędzy na kampanię. Przewodniczący ma zwyczaj mawiać, że Olejniczak jest dobrym politykiem, tylko źle się czuje w SLD, bo to nie jest jego partia. A miejsce zapewne by znalazł w Unii Wolności, gdyby ta jeszcze istniała.

Europoseł najprawdopodobniej już zrozumiał, że nie watro iść na wojnę z tak wytrawnym politycznym graczem, jakim niewątpliwie jest przewodniczący. Do podobnego wniosku doszedł też Andrzej Szejna, który po awanturze z Napieralskim został zawieszony na trzy miesiące w prawach członka partii. Teraz sąd partyjny uchylił jego zawieszenie, a polityk Sojuszu o Napieralskim wypowiada się w samych superlatywach. - Teraz w SLD zauważam pracę zespołową i spokój. Dziś dla nas wszystkich najważniejsze jest, by wynik ugrupowania był najlepszy. Dla przewodniczącego też, bo nie wierzę, że Napieralski nie che być człowiekiem sukcesu - mówi "Polsce" Szejna.
Dinozaury SLD, czyli Miller i Oleksy, nie będą wystawieni do wyborów parlamentarnych
Tylko że ostatnio coraz jaśniej świeci gwiazda nie Grzegorza Napieralskiego, a Bartosza Arłukowicza. I być może także on stanie się ofiarą własnego sukcesu. W SLD mówi się, że pomysł kandydowania na prezydenta Szczecina nie był uzgodniony z wiceprzewodniczącym komisji hazardowej. Jak twierdzą politycy Sojuszu, szef SLD zapowiedział, że albo Arłukowicz wystartuje w wyborach samorządowych, albo ten nie wpisze go na listy wyborcze do parlamentu krajowego. Politycy Sojuszu przekonują, że wiceprzewodniczący komisji hazardowej w duchu liczy na to, że nie uda mu się zdobyć fotela prezydenta Szczecina. Stronnicy Napieralskiego mówią, że przewodniczący wcale nie chce się pozbyć Arłukowicza, bo myśli, że jest dla niego konkurencją, a jedynie chroni go przed autodestrukcją, bo ich zdaniem niedługo zacznie sam dla siebie stanowić problem. Twierdzą, że jest gwiazdą sezonową, która musi się w swojej karierze cofnąć, nabrać szlifów i nauczyć się polityki, po to by się za wcześnie nie wypalić. Sam Napieralski powtarza, że podobnie jak Arłukowicza jego czas jeszcze nie nadszedł, ale powoli się zbliża. Bo jego zdaniem za kilka lat ani Kaczyński, ani Tusk nie staną do walki o władzę. W jego hipotezie rywalizacja rozegra się między nim, Ziobrą i Schetyną. Tylko o co?

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na suwalki.naszemiasto.pl Nasze Miasto