Oskarżony o to, że nie udzielił pomocy choremu doktor musi też zapłacić 2 tysiące złotych zadośćuczynienia dla pokrzywdzonego. Wyrok nie jest prawomocny i najprawdopodobniej zostanie zaskarżony. Andrzej B. nie przyznaje się bowiem do winy. Poza tym, w sądzie w Sejnach toczy się wobec niego kolejne postępowanie. Zarzut jest taki sam.
Andrzej B. pochodzi z Augustowa i w tamtejszym szpitalu pracował przez wiele lat. Ostatnio zaś był zaangażowany w Sejnach, gdzie jeździł karetką pogotowia i w szpitalu wojskowym w Ełku. Ma cztery samochody, dwie działki i od kilku miesięcy jest bezrobotny. Prokuratura zawiesiła mu prawo do wykonywania zawodu, a sąd utrzymał tę decyzję.
Czytaj też: Ortopeda popełnił błąd. Sąd go skazał, ale lekarz wciąż leczy
Incydenty, które znalazły sądowy finał miały miejsce w tamtym roku. Najpierw pan Mieczysław – starszy, schorowany mężczyzna przyjechał do szpitala, bo miał bardzo wysokie ciśnienie. Ale Andrzej B. zamiast wykonać badania diagnostyczne zaczął krzyczeć, że pacjent przeszkadza mu w pracy. Innym razem Mieczysław S. wezwał karetkę pogotowia do domu. Też źle się czuł, leżał na kanapie, miał bardzo wysokie ciśnienie. B. znowu – jak ocenili powołani przez prokuraturę biegli - nie zachował się tak jak powinien. Krzyczał, że nie da się sprowokować, a pacjenta nawet nie zbadał.
– Takiego lekarza to ja jeszcze nie widziałam – zeznawała w sądzie partnerka pana Mieczysława.
Andrzej B. szedł w zaparte. Przekonywał sąd, że pacjent nie panuje nad emocjami.
– Przyjechał do szpitala tylko po to, aby mnie wkurzyć i uciekł – zeznawał. – Wyleciałem za nim, że zmierzę mu ciśnienie, ale gdzie tam. Wsiadł do auta i pojechał do Suwałk.
W poniedziałek sąd uznał, że lekarz jest winny zarzucanych mu czynów i skazał go na karę więzienia w zawieszeniu. Jednocześnie orzekł zakaz wykonywania zawodu przez rok. To orzeczenie, wbrew pozorom, może mieć fatalne skutki dla Andrzeja B. Jest on oskarżony bowiem także w drugiej sprawie, która także jest rozpatrywana w sejneńskim sądzie. Dotyczy sejnianina, który spadł ze schodów, a medyk nie chciał udzielić mu pomocy. Kilka tygodni później mężczyzna zmarł, a rodzina zawiadomiła organy ścigania.
– Potraktował mojego męża gorzej niż psa – mówi wdowa Lucyna Kostrzewska. – Nie chce, aby taki lekarz leczył ludzi. Dlatego złożyłam zawiadomienie.
Czytaj także: Chory: Lekarz popełnił błąd. Skalpelem przeciął mi jelito
Pierwsze posiedzenie odbyło się kilka tygodni temu. Wtedy Andrzej B. twierdził, że pacjenta dokładnie zbadał, m.in. wzrokiem i węchem. A, że nie stwierdził nic poważnego to nie zabrał do szpitala. Lekarz sugerował też, że pokrzywdzony mógł być napadnięty przez młodego człowieka. Ale kto go okaleczył i dlaczego, nie potrafił powiedzieć.
– Są to brednie i lekarz doskonale o tym wie – oburza się Kostrzewska.
Co zdecyduje sąd, trudno przewidzieć. Ale jeśli wyda wyrok skazujący to Andrzej B. może trafić za kraty.
Zobacz koniecznie: Superbakteria atakuje. Polscy lekarze są bezradni
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?