Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Jasiek Mela: kalectwo to stan ducha

Agnieszka Drążek
Najmłodszy w historii zdobywca obu biegunów i pierwsza niepełnosprawna osoba, która tego dokonała. Polski polarnik - Jan Mela opowiada nam o podróżach i o tym jak radzić sobie z niepełnosprawnością.

Agnieszka Drążek: Która podróż była dla Ciebie najtrudniejsza?
Jasiek Mela: Technicznie najtrudniejsza była ostatnia wyprawa na Elbrus. Choć przygotowania trwały bardzo długo, bo nie mogliśmy dać się na miejscu niczym zaskoczyć, wyzwanie było niezmiernie trudne. Pierwsza próba wejścia na szczyt się nie udała, z powodu strasznej pogody i całkowitego wyczerpania musieliśmy się wycofać. Zrobiliśmy sobie dzień przerwy i spróbowaliśmy drugiego ataku szczytowego. Tym razem się udało, ale po 17 godzinach drogi po terenie momentami o nachyleniu 40 stopni, idąc pod wiatr.

Co czujesz, gdy docierasz na szczyt i możesz powiedzieć: "zdobyłem go"?
- Według mnie gór się nie zdobywa, ich się doświadcza. Dotarcie do wyznaczonego celu, zwłaszcza, gdy jest okupione wielkim wysiłkiem i bólem, daje niesamowitą satysfakcję. Gdy wędrując zbliżam się do granicy własnej wytrzymałości, a przez moją głowę po raz setny przelatuje myśl "nie dam rady", dobrze wiem, że dam radę jeśli tylko się nie poddam. To głowa wędruje na szczyt, nie nogi. Nogi to tylko narzędzie. A każda granica jest do przesunięcia.

Jakie jest Twoje najpiękniejsze wspomnienie z podróży, które najmocniej zapadło Ci w pamięć?
- Nie sposób wybrać jedno takie wspomnienie. Przypominam sobie pewnego człowieka z Tanzanii, który był naszym kierowcą podczas safari tuż po wyprawie na Kilimandżaro. Trzeciego dnia się ośmielił i podzielił swoimi spostrzeżeniami. Powiedział, że gdy zobaczył nas pierwszego dnia, bardzo współczuł wszystkim niepełnosprawnym z naszej ekipy, myślał tylko o ograniczeniach, jakie każdy z nas ma. Zaś po kilku dniach spędzonych z nami widzi, że człowiek, który jest niepełnosprawny, może żyć pełnią życia, i że jest pod wrażeniem. Mówiąc to miał łzy w oczach. To piękne, że inni zauważają takie rzeczy i przenoszą je na swoje życie, mobilizując siebie i innych do działania.
Oprócz pięknych wspomnień i doświadczeń, co dały Ci i zmieniły w Tobie podróże?
- Podróże uczą pokory, a to niezmiernie cenne lekcje. Gdy musimy liczyć na drugiego człowieka, na przykład, jadąc autostopem, musimy w pełni zaufać obcej osobie. Gdy jesteśmy w górach, jesteśmy w rękach natury. Uświadamiamy sobie, jak niewiele od nas zależy. Czasem to bardzo trudne doświadczenia, ale one uczą wytrwałości. Dzięki nim wiem, że wszystko jest możliwe, jeśli się tego bardzo pragnie.

Czy wyprawy sprawiły, że czujesz się bardziej dojrzały niż Twoi rówieśnicy?
- To pytanie do niewłaściwej osoby. Każda samoocena jest bardzo subiektywna. Nie porównuję się do innych. Natomiast faktem jest to, że przez trudne doświadczenia szybciej się dojrzewa.

Jakie masz jeszcze niespełnione podróżnicze marzenia?
- Marzę o wyjeździe na Islandię, bo to miejsce wielkich kontrastów. Wielkie lodowce i gorące gejzery. Setki pięknych wodospadów, jaskinie lodowe, gorące źródła. I miejsce, z którego pochodzi magiczna muzyka. Uwielbiam islandzki zespół
Sigur Ros. Drugie marzenie na teraz: pojechać koleją transsyberyjską do Ułan Bator i przemierzyć Mongolię konno. Podróż trochę przez pustkę, trochę wśród ludzi, a przede wszystkim - przez swoje myśli. To takie moje marzenia podróżnicze na ten rok.

Dzięki swoim podróżom i fundacji "Poza horyzonty" stałeś się osobą medialną i rozpoznawaną. Czy czasami przeszkadza Ci to w życiu prywatnym?
- Raczej rzadko ma to odzwierciedlenie w życiu codziennym, na szczęście nie jestem jakąś sławną osobą, którą by zaczepiano na ulicy. Niedawno pani dała mi zniżkę za nocleg w akademiku, a kiedyś pewna pani, która sprzedawała gofry w Zakopanem, krzyknęła: "aaa, jesteś Jasiek Mela! To dam ci więcej polewy".
Jak wyglądał okres w Twoim życiu tuż po amputacji kończyn? Jak przystosowałeś się do nowej rzeczywistości?
- Nauka nowego życia to długi proces. Jedną rzeczą są manualne umiejętności, chodzenie z protezą, robienie wszystkiego jedną ręką. Jednak dużo trudniejsze jest zaakceptowanie i polubienie siebie. Nie trzeba być niepełnosprawnym, by mieć kłopot z akceptacją siebie. A tak jest jeszcze trudniej. Jednak z czasem doszedłem do wniosku, że każdy jest wartościowy i niezwykły i nie ma co się przejmować spojrzeniami innych ludzi. Nie można być uzależnionym od opinii innych, bo to narzucanie na siebie klatki. Trzeba robić swoje i cieszyć się tym, co się ma.
Podczas podróży jakie bariery było Ci najtrudniej pokonać? Fizyczne - kwestia wytrzymałości, a może psychiczne - czy jesteś w stanie tego dokonać, dotrzeć do celu?
- Psychika zawsze stanowi większe ograniczenia, niż jakiekolwiek ograniczenia ciała. Kondycję łatwiej przygotować. Oczywiście, codzienne wielomiesięczne żmudne treningi są uporczywe i momentami irytujące, ale to tylko od nas zależy, czy się do nich dobrze przyłożymy. A nasza psychika to jedna wielka zagadka. Do samego momentu wyprawy nie wiadomo, jak to będzie, a potem i tak zawsze jest inaczej, niż to sobie wyobrażaliśmy.

Czy niepełnosprawność, według Ciebie, tkwi przede wszystkim w psychice człowieka czy jest jedynie ułomnością ciała?
- Ja rozgraniczam dwa zupełnie inne hasła: niepełnosprawność i kalectwo. Niepełnosprawność to stan ciała, człowiek po wypadku jest niepełnosprawny i już. Zaś kalectwo to według mnie stan ducha. Można być w pełni zdrowym, a jednak kaleką. Ja staram się być daleki od kalectwa i starać się zawsze iść pod górę, taką symboliczną. Nie poddawać się, choć tak jak każdy przeżywam mnóstwo momentów zachwiania. Ważne, by po każdym upadku powstawać i iść dalej. Silniejszym.

Czy uważasz, że Polska jest krajem przyjaznym dla ludzi niepełnosprawnych? Czy może jest kraj, w którym, według Ciebie, ludziom z niepełnosprawnością żyje się łatwiej?
- Nie chcę tego oceniać jakoś dokładniej, bo to oczywiste, że na tle krajów zachodnich Polska wypada beznadziejnie, zarówno pod względem barier architektonicznych, jak i tych mentalnych. Choć z biegiem lat dużo się zmienia, nadal żyjemy w sporej nietolerancji. Pół roku temu, będąc w Nowym Jorku na maratonie, spotkałem śliczną dziewczynę w sukience. Dziewczyna miała protezę nogi. Próbowałem jej wytłumaczyć, że jestem pod wrażeniem jej otwartości, bo u nas ludzie i tak gapiliby się bardziej nie na urodę dziewczyny, ale na jej protezę. Nie mogła zrozumieć, o czym mówię.

Jakie rady mógłbyś dać osobom, których wypadek także uczynił niepełnosprawnymi, aby znaleźli odwagę do zaakceptowania własnego ciała i uwierzenia w siebie?
- Warto przede wszystkim zastanowić się nad tym, co jest w naszym życiu ważne. To, że ktoś czasem na nas krzywo spojrzy, co tak naprawdę świadczy tylko niezrozumieniu ze strony tej osoby, czy to, co chcemy w życiu osiągnąć? Nie ma się co zamykać i ograniczać. Życie jest zbyt krótkie, szkoda każdego dnia na siedzenie zamkniętym w domu.

Jesteś w trakcie pisania książki. Czy możesz nam o niej opowiedzieć? Kiedy będzie dostępna w księgarniach?
- Już od bardzo dawna chciałem napisać książkę, ale…jestem strasznie leniwy. Teraz wreszcie, dzięki współpracy z wydawnictwem National Geographic, piszę taką książkę, która jakoś we wrześniu powinna się ukazać w księgarniach pod tytułem "Poza horyzonty". Obym tylko ją szybciutko skończył...

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na suwalki.naszemiasto.pl Nasze Miasto