Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Bezduszne przepisy niszczą dorobek życia

Anna Gryza - Aneszko
Anna Gryza - Aneszko
Chciał wesprzeć ekologiczną inicjatywę, dziś ma za to ponieść karę. Dość wysoką – 1,1 mln zł. Czy suwalski wulkanizator stał się ofiarą administracyjnego absurdu?

Sławomir Jakubowski przygodę z oponami rozpoczął w 1984 roku. Wówczas pomagał koledze, który otwierał swój zakład wulkanizacyjny. Jako wyuczony mechanik z powodzeniem przyjmował pierwszych klientów. Po dwóch latach zmienił ścieżkę zawodową, by na kolejne dwa zatrzymać się w firmie państwowej. Już wtedy kiełkowała mu w głowie myśl, by otworzyć swój własny zakład wulkanizacyjny. Cierpliwie dążył do zrealizowania swojego marzenia, kompletował najpotrzebniejszy sprzęt i w 1988 roku otworzył własną działalność.

– Wtedy to były jeszcze typowe naprawy dętek, musiałem pracować dniami i nocami – uśmiecha się do wspomnień. – To nie było tylko zarabianie pieniędzy, ale też pomaganie ludziom. Ogumienia wtedy nie było, więc te stare dętki trzeba było naprawiać nawet po kilka razy. Na jednej dętce kleiłem i po cztery łaty. To zabierało naprawdę dużo czasu – wspomina.

Pierwszy zakład Jakubowskiego mieścił się przy ulicy Powstańców Wielkopolskich, w budynkach gospodarczych rodziców.

– Żeby łatwiej sprawdzić dętkę, zwłaszcza dużą, zrobiłem wannę przyciskaną pneumatycznie i wtedy na przyciśniętej do wody dętce widziałem każdą, najmniejszą nawet dziurkę – opowiada. – Nic więc dziwnego, że kłębili się u mnie szczególnie kierowcy ciężarówek. Lubili u mnie naprawiać te dętki, bo ode mnie wychodziły ona sprawdzone i z pewnością, że są gotowe do założenia- opowiada wulkanizator.

Nie tylko praca, ale także pasja

Z ulicy Powstańców Wielkopolskich wulkanizator przeniósł się na ulicę Andersa, by tam przez kolejnych dziewięć lat naprawiać opony suwalczan. Rozwój kół postępował, a wraz z nim rozwijał się zakład Jakubowskiego.

– Staraliśmy się, żeby nie zostać z tyłu, także jeśli chodzi o rozwój techniki. Braliśmy udział w licznych szkoleniach. Z czasem klientów mieliśmy coraz więcej, także tych stałych – opowiada. – W międzyczasie kupiłem działkę przy ulicy Pułaskiego i powoli zaczęliśmy budować nasze nowe miejsce pracy – dodaje.

Do dziś jego zakład działa przy ul. Pułaskiego. I nie narzeka na brak klientów. Sławomir Jakubowski wulkanizację prowadzi razem z żoną oraz córką i zięciem. Zatrudnia także pięciu pracowników. Po 38 latach pracy jest już w Suwałkach marką samą w sobie.

Rodzinna firma ceniona jest nie tylko za usługi, które wykonuje, ale także za podejście do klienta. Usługi świadczone są bowiem w tak miłej atmosferze, że klienci wychodzą od nich z uśmiechem na twarzy.

Drakońska kara za... pomoc

Jednak dziś uśmiechu trudno szukać na twarzach członków rodziny Jakubowskich. Zniknęły one rok temu wraz z pojawieniem się w ich skrzynce listu z Urzędu Marszałkowskiego w Białymstoku.

– Pierwsza reakcja? Myślałem, że to jakiś żart. Milion dwieście kary plus odsetki. Kilka razy musiałem policzyć, ile jest zer, bo nie wierzyłem, że taką kwotę będę musiał zapłacić - mówi Jakubowski.

Właścicielowi zakładu wulkanizacyjnego została wymierzona opłata za... korzystanie ze środowiska. O co chodzi? Sprawa ma swój początek w 2018 roku. Wówczas do pana Sławomira zgłosiła się lokalna fundacja działająca w Starym Folwarku (pow. suwalski). Przedstawiła przedsiębiorcy wizję utworzenia proekologicznego ogrodu na terenie zdewastowanym przez bobry. Do realizacji swojego pomysłu potrzebowali opon.

– Zainteresował mnie ten pomysł. Fundacja miała pozwolenia na zagospodarowanie terenu, a nawet na budowę domu z opon. W Stanach Zjednoczonych jest kilka takich budynków, w Niemczech są trzy. To obiekty proekologiczne. Opony plus ekologia, jak mogłem odmówić pomocy? – urywa wulkanizator.

Jakubowski opony przekazał, ale jeszcze przed rozpoczęciem przez fundację prac ogrodniczych dostał od kontrolerów z Inspektoratu Ochrony Środowiska 300 złotych mandatu. Za to, że oddał opony firmie, która nie ma zezwolenia na przetwarzanie odpadów.

– Zapłaciliśmy ten mandat i uznaliśmy, że sprawa jest zamknięta – opowiada.

Sprawa toczyła się jednak dalej. Fundacji pomógł wójt gminy Suwałki, który wydał decyzję potwierdzającą, że zgromadzone przez nią opony zostały zebrane w celu modernizacji terenu zdewastowanego przez bobry jako umocnienie nadbrzeży stawu. Potwierdzała ona także, że opony są użyteczne i pożyteczne, a więc nie są odpadami. Decyzja ta została zaskarżona przez Inspektorat Ochrony Środowiska do Samorządowego Kolegium Odwoławczego, ale skład orzekający przyznał rację wójtowi. Jednak kilka miesięcy później – na skutek wznowienia postępowania przed Samorządowym Kolegium Odwoławczym – decyzja została uchylona. W październiku 2020 r. wójt gminy Suwałki musiał wydać nową decyzję, nakazującą właścicielce ogrodu usunięcie opon.

– Przez dwa lata nie mieliśmy pojęcia, że sprawa ogrodu i naszych opon dalej się toczy. Kazano nam opony zabrać, więc zrobiliśmy to i przekazaliśmy je do firmy zajmującej się utylizacją. Opon nie było, więc wydawało się, że sprawa jest już zamknięta - wzdycha ze smutkiem wulkanizator.

7 grudnia 2021 roku do zakładu przyszedł listonosz z przesyłką z Urzędu Marszałkowskiego. Ten dzień zmienił życie Jakubowskich w dramat.

– To była decyzja z Urzędu Marszałkowskiego mówiąca o opłatach, jakie muszę ponieść w związku ze składowaniem odpadów na prywatnej działce znajdującej się w obszarze chronionym Wigierskiego Parku Narodowego – wyjaśnia wulkanizator. – Okazało się, że chciałem pomóc w stworzeniu atrakcji turystycznej, a teraz jestem ten najgorszy, który zanieczyszczał przyrodę – kręci z niedowierzaniem głową.

Teraz rodzina Jakubowskich musi zapłacić prawie półtora miliona kary (wraz z odsetkami).

– Opłata została wymierzona w oparciu o obowiązujące przepisy, o których zmianę wielokrotnie postulowano. Urząd Marszałkowski nie miał możliwości zmniejszenia wysokości opłaty – zgodnie z przepisami nie jest ona zależna od stopnia winy, intencji czy wpływu na środowisko – stwierdza w piśmie skierowanym do redakcji Małgorzata Półtorak, zastępca dyrektora Departamentu Polityki Informacyjnej Urzędu Marszałkowskiego Województwa Podlaskiego. – Wysokości wymierzanych opłat podwyższonych za korzystanie ze środowiska w przypadku niezgodnego z prawem postępowania z odpadami są niejednokrotnie ze względu na swoją wysokość wartością nieadekwatną do realiów gospodarczych oraz są niewspółmierne do konsekwencji niedopełnienia obowiązku, z czym mamy do czynienia w powyższym przypadku – dodaje.

Suwalczanin złożył do SKO skargę na decyzję Urzędu Marszałkowskiego, jednak została ona utrzymana w mocy. Sprawa trafiła do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Białymstoku. Rozprawę zaplanowano na 12 października.

– Przypadek wulkanizatora obrazuje surowość przepisów, którymi urzędnik jest związany wymierzając opłatę. Nie ma on możliwości odstąpienia od wymierzenia opłaty, czy też zmniejszenia jej wysokości - tłumaczy Półtorak. – Decyzja wymierzająca opłatę podwyższoną stała się ostateczna w dniu 31 marca 2022 r. Pomimo to Urząd Marszałkowski nie przystąpił do egzekucji opłaty, czekając na rozstrzygnięcie WSA w sprawie wstrzymania wykonania decyzji – podkreśla.

Suwalczanin otrzymuje duże wsparcie od mieszkańców, kolegów po fachu, ludzi z całej Polski, a także polityków. Ci deklarują pomoc i interweniują u marszałka województwa podlaskiego. Do sprawy włączył się także Rzecznik Małych i Średnich Przedsiębiorców.

- Jeżeli uznamy, że urzędnicy mogą nakładać milionowe kary w oderwaniu od zdrowego rozsądku i bez żadnych proporcji co do wagi przewinienia, to następni w kolejce do ukarania powinni być rolnicy powszechnie wykorzystujący opony do umacniania pryzm kiszonkowych, żeglarze wykorzystujący opony jako odbojniki, właściciele działek, którzy z opon zrobili sobie kwietniki, piaskownice, huśtawki czy urządzili tory gokartowe - wylicza Adam Abramowicz, Rzecznik MiŚP.

Sławomir Jakubowski przyznaje, że zaczął już myśleć o emeryturze. Zakład chciał przekazać w ręce córki i zięcia.

- Młodzi doskonale sobie radzą, klienci ich lubią, a my z żoną chcemy pocieszyć się życiem, naszymi wnukami, skorzystać z tego, na co tak ciężko pracowaliśmy całe życie. Tylko czy będzie nam to dane... - urywa.

Zamiast cieszyć się jesienią życia i upragnionymi wnukami pan Sławomir od roku żyje w stresie i niewiedzy, co go czeka. Negatywne rozstrzygnięcie sprawy będzie katastrofą dla jego firmy. Trzeba bowiem będzie wszystko sprzedać, cały dorobek życia, aby zapłacić tę karę.

– Tylko jak później żyć? - pyta ze smutkiem. - Za cztery lata powinienem odejść na emeryturę. Nie takiego zwieńczenia swojej pracy się spodziewałem...

od 7 lat
Wideo

Pensja minimalna 2024

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na suwalki.naszemiasto.pl Nasze Miasto