Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Piotr Cyrwus: Za każdym razem się boję, że jestem już niereżyserowalny [Rozmowa NaM]

Karolina Kowalska
"Emigranci" w Teatrze Polskim
"Emigranci" w Teatrze Polskim Szymon Starnawski
Nie wszyscy wiedzą, że Piotr Cyrwus to wybitny aktor teatralny. A już zupełnie niewielu - że staje także po drugiej stronie sceny jako reżyser. Nam opowiada jak łączy te dwie role.

"To zawsze duże wyzwanie dla teatru wystawiać Mrożka" - powiedział Andrzej Seweryn w trakcie próby do spektaklu "Imigranci" w Pana reżyserii w Teatrze Polskim. Rzeczywiście czuł Pan dużą presję przy adaptacji tekstu Mrożka na scenę?

Zdecydowanie tak. Niemniej ja twórczość Mrożka oswoiłem już wcześniej, przy moich poprzednich rolach w spektaklach na podstawie jego dzieł - reżyserowałem już "Tango" w Teatrze Ludowym, "Emigranci" pojawili się podczas festiwalu teatralnego w Chicago, pierwsze moje statystowanie w Teatrze Polskim to też był Mrożek. Poza tym czuję, że przez moje galicyjskie, krakowskie pochodzenie jestem z Mrożkiem mentalnie związany.

Jakie jest zatem Pana najwcześniejsze wspomnienie związane ze Sławomirem Mrożkiem?

Pierwsze przedstawienie teatralne, które zobaczyłem. Byli to właśnie "Emigranci", w reżyserii Andrzeja Wajdy, ze Stuhrem i Bińczyckim, w Teatrze Kameralnym. Byłem wtedy jeszcze uczniem liceum w Nowym Targu i nie marzyłem o aktorstwie. Siedziałem w ostatnim rzędzie, na samej górze widowni, na siedzeniu, które zapadało się przy każdym gwałtowniejszym ruchu, a mi strasznie chciało się wtedy śmiać!

Czyli od samego początku Mrożek za Panem "chodzi"...

Niektórzy mówią, że nie ma co już robić Mrożka, że to było tyle razy, że wychodzi wszystkim bokami. Usłyszałem nawet kiedyś od jednego reżysera, że on wolałby garnki myć w Londynie, niż robić znowu Mrożka. Według mnie jest on wiecznie żywy i będzie. Widzę to po konfrontacji jego tekstów z publicznością, na dwóch półkulach zresztą i na najróżniejszych scenach. Jeżeli chcemy te dzieła oprawić w skórę, wstawić do naszych narodowych bibliotek i już nigdy tam nie zaglądać, to się głęboko mylimy.

Absurdalne poczucie humoru Mrożka jest Panu bliskie?

Każdy humor jest dobry, wtedy kiedy jest humorem. Czy jest absurdalny, czy nie. Myślę, że Mrożek jest tak bardzo dosadny, dlatego, że dotyka naszej egzystencji. Wtedy po prostu nie tylko się śmiejemy, ale często śmiejemy się przez łzy.

Jak się siebie samego reżyseruje?

No trudniej, oczywiście, że trudniej. Przede wszystkim jestem mocno onieśmielony dawaniem komuś uwag, a tutaj daje je tylko jednej osobie. Potem idę do domu i strasznie z powodu Szymona cierpię, że musi mnie tak w kółko wysłuchiwać. Pokusiłem się o to, bo akurat "Emigrantów" znam na wylot i chyba mogę pozwolić sobie na reżyserski dystans. Więcej już raczej się nie zdecyduje.

Na scenie jest Pan bardziej aktorem, czy reżyserem?

Po ostatnim gongu jestem już tylko postacią. Nie patrzę na Szymona jako aktora, czy on mi zagra tak, czy pomylił się coś, nie... Nasz Mrożek jest dosyć specyficzny, bo tworzymy dwie pełnokrwiste postacie, które się czują.

Emigracja to temat dość nośny w naszym społeczeństwie, obecny od zawsze i podnoszący głowę przy każdej okazji. Chociażby ostatnio po ogłoszeniu wyników wyborów prezydenckich.

Nieuczciwi politycy zawsze chcą wykorzystać nasze słabości, nasze nieszczęścia, do swoich gier politycznych i to mnie martwi. Ale emigracja nie dotyczy tylko nas. Oczywiście nam się wydaje, że jesteśmy pępkiem świata ale ja często podróżuję i wszędzie widzę wielu emigrantów z różnych nacji, więc nie jest to temat odosobniony. Łatwo teraz zobaczyć w internecie, że gdzieś jest lepiej i poczuć przymus wyjazdu - trzeba tam jechać, tam będziemy lepiej żyć. Nie zawsze poddając to jakiejkolwiek refleksji. Nieszczęście emigracji jest wtedy, kiedy się musi wyjechać. To zachwianie wolności człowieka. W "Emigrantach" Mrożek zadaje pytanie - czego ja chcę, czy ja chcę mieć, czy ja chcę być. Chciałbym, aby przez emocjonalność naszego spotkania z Szymonem, widzowie poczuli, że to nie są emigranci z jakichś lat 70 czy 80. Tylko, że oni są tu i teraz, mogą być nawet w Warszawie, gdzieś pod mostem, outsiderzy, którzy emigrowali ze społeczeństwa.

Pan miał kiedyś plany emigracyjne?

Tak, miałem, pamiętam takie myśli z 1982 roku, kiedy po raz pierwszy pojechałem do Stanów Zjednoczonych, między trzecim, a czwartym rokiem studiów. Pochodzę z góralskiej rodziny, a wyjazdy góralów do Ameryki są już legendarne. Mój dziadek ze strony taty był trzy razy w Ameryce, jeszcze przed wojną pracował w kopalni. Duża część mojej rodziny mieszka w Chicago.

Jakie to było doświadczenie?

To pomogło mi stwierdzić, że nie chcę mieć, chcę być. Pomimo tego, że wtedy były tam bardzo sprzyjające warunki na to, by zostać. Ale jednocześnie nie potrafiłem sobie wyobrazić, bym mógłbym być aktorem w Stanach, a z tego nie chciałem rezygnować.

Bohaterowie "Emigrantów" są emanacją silnych podziałów w naszym społeczeństwie. Myśli Pan, że będziemy kiedyś w stanie sobie z tą polaryzacją poradzić?

Pewnego razu, gdy graliśmy z panem Bińczyckim w "Panu Tadeuszu", zapytałem go dlaczego zrezygnowali z grania "Emigrantów" w Teatrze Starym. Odpowiedział, że zdecydowali ze Stuhrem, po tym jak powstała Solidarność, że nie ma co dalej jątrzyć chłoporobotników przeciw inteligencji i na odwrót, że końcowa teza Mrożka może stać się rzeczywistością. Oczywiście, że jest możliwa, dlatego żyjemy, dlatego mamy ideały, dlatego chcemy być dobrzy, dlatego chcemy piękna, dlatego kochamy drugich ludzi, bo połączenie ponad podziałami jest możliwe i co rusz nam się przydarza w życiu. Ja tym spektaklem zadaję pytania, nie daję odpowiedzi. Te dwie postacie mogą być jedną postacią, już w chwili prób się przenikały. To nie jest tak, że ten jest głupi, a ten jest mądrzejszy, ten bardziej oczytany, a ten uczony, ale niemądry. Nie... To raczej pytanie, na ile jest w nas człowieczeństwa, pragnienia wolności, pragnienia dobra, wolności przez odpowiedzialność.

Zdaje się, że więcej jednak chęci tłumienia czyjejś wolności, na siłę przekonywania do swoich racji.

Zauważyłem, że zawsze, kiedy przychodzi nowa władza, to zaczyna od mówienia nam - wybraliście nas to już siedźcie chicho, a my za was zrobimy wszystko. Zbyt często mamy w różnych mediach, co mnie strasznie denerwuje, takich mentorów, którzy od 25 lat nas pouczają, jak my mamy być wolni, jak my mamy się zachowywać, gdzie mamy kwiatki złożyć, gdzie mamy nie złożyć, gdzie mamy iść, w jakie towarzystwo, a najczęściej są obrażeni na całe społeczeństwo, że w zasadzie wcale nie umie się zachować. Zawsze się źle zachowujemy. I u Mrożka też tak jest, zawsze się źle zachowujemy. Coś tam zawsze ukradniemy, tacy jesteśmy mali ludzie i mały kraj.

Pan czuje się wolnym człowiekiem?

Od czasu do czasu. Od czasu do czasu jestem wolny. Coraz częściej chyba wolny, ale to już jest kwestia wieku.

Co sprawiło, że zajął się Pan reżyserią?

Od zawsze mnie to ciągnęło. Nawet kiedyś bardzo chciałem być tylko reżyserem, ale jakoś tak się u mnie dzieje, że jak tylko chcę sie na tym skupić, to dostaje dużo propozycji aktorskich i to mnie odciąga.

Reżyserem filmowym czy teatralnym?

Raczej teatralnym. To zasługa Krakowskiej Szkoły Teatralnej, rozmiłowanie absolwentów do teatru. Lubię być na scenie, chociaż nie powiem, że jest łatwo, bo dla mnie to ogromny trud, zmaganie się. Nie lubię popularności, którą daje film, telewizja, nie potrafię sobie z nią radzić.

Na scenie Pan się nie oszczędza. Za Panem wielkie role teatralne, był i Szekspir i Mrożek i Wyspiański, Fredro...Jest jeszcze postać, którą chciałby Pan zagrać?

Ja to jestem lojalnym pracownikiem Teatru Polskiego, który po prostu odpowiada na zapotrzebowanie (śmiech). Ale jestem spokojny, bo spotyka mnie tu tyle ciekawych i dobrych ról, że nie boję się o swój rozwój. Co rok dostaję przynajmniej dwie role, które są dla mnie wyzwaniem, które są światłem w tunelu pracy nad warsztatem. Zawsze się boję, że przyjdzie reżyser i powie, że ja już jestem niereżyserowalny, tylko potrafię zagrać swoją ostatnią dobrą rolę. Boję się tego. Dlatego ciągle szukam czegoś innego.

Zobacz też: Jerzy Woropiński [Rozmowa Nam]

Ostatnio w komedii "Kiedy kota nie ma" w Teatrze Capitol. Tam to chyba Pan odpoczywa?

Tam to jest dopiero ciężka praca! (śmiech) Farsa wymaga ogromnego kunsztu, wszystko musi być zagrane w punkt. Niemniej, jednocześnie świetnie się bawię. Cenię sobie każdą okazję do spotkania się z kolegami i publicznością.


emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto