Andrzej B. pracował jako lekarz pogotowia ratunkowego w Sejnach. Prokuratura zarzuca mu, że nie udzielił pomocy pacjentowi dwukrotnie. Raz, we wrześniu minionego roku, gdy pan Mieczysław przyjechał na izbę przyjęć.
- Miałem wysokie ciśnienie - tłumaczy mężczyzna. - Wziąłem tabletkę pod język, ale nie pomagała. Postanowiłem pojechać do szpitala. Ledwo wszedłem do budynku i zobaczyłem pana doktora, który zaczął krzyczeć: To żenujące! Pan znowu tu przyjechał.
Później miał dodać, że chory przeszkadza mu w wykonywaniu czynności służbowych i będzie musiał wezwać policję.
- Czułem się tak, jakby wygonił mnie ze szpitala - opowiadał dzisiaj przed sądem pokrzywdzony.
Mężczyzna wyszedł z budynku i pojechał do Suwałk, gdzie otrzymał pomoc. Miesiąc później, gdy znowu źle się poczuł, wezwał karetkę do domu. Wraz z ratownikami medycznymi przyjechał doktor B.
- Nawet nie zbadał chorego, nie wyciągnął słuchawek tylko krzyczał - mówi pana Mieczysława partnerka.
Podobno miał powiedzieć, że karetka to nie taksówka. A on jest chirurgiem, a nie kardiologiem.
Andrzej B. nie przyznaje się do winy. Przekonuje sąd, że pacjent go znieważał, że nie stosował się do zaleceń lekarskich co powodowało, że źle się czuł.
- Nieudzielenie pomocy byłoby wtedy, gdybym nie wyszedł do pacjenta - tłumaczy. - A tak nie było.
Dodajmy, że pochodzący z Augustowa Andrzej B. tłumaczy się już w drugiej sprawie karnej. Pierwsza dotyczyła także pacjenta z Sejn, który spadł ze schodów. Lekarz nie chciał wziąć go do szpitala, wykonać badań diagnostycznych co - w ocenie biegłych sądowych - było wielkim zaniedbaniem. Pacjent po kilku tygodniach zmarł. Oba procesy będą kontynuowane.
Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?